Osiem godzin już minęło, ale wciąż nie skończyłeś zleconych zadań. A skoro nie skończyłeś, to do domu nie idziesz, bo przecież firma czeka na konkretne rezultaty. Znacie to? Nadgodziny to w wielu firmach chleb powszedni.
Aleksandra rozważa zmianę pracy. Niedawno została mamą i po zakończeniu urlopu macierzyńskiego chciałaby pracować mniej niż dawniej. Zależy jej, żeby mieć więcej czasu dla dziecka. Co prawda mogłaby wrócić do aktualnej firmy na pół etatu, ale tylko teoretycznie.
W praktyce wyglądałoby to zupełnie inaczej. – Pół etatu byłoby na papierze, a ja pewnie zostawałabym po godzinach. W mojej pracy liczy się wykonanie określonych zadań. Mam zlecone projekty do realizacji i to już mój problem, jeśli nie zdążę ze wszystkimi obowiązkami w ustalonym czasie. Dla firmy najważniejszy jest efekt końcowy – opowiada młoda mama, zajmująca się marketingiem.
O nacisku na zadania mówi też Joanna, pracująca w branży rachunkowej. Często zostaje dłużej w firmie i nieważne, że zegar już wybił siedemnastą.
– Może ktoś inny by wyszedł i nie przejmował się, ale mam taki charakter, że mocno przeżywam swoją pracę, angażuję się w obowiązki, zależy mi, żeby zadanie wykonać od a do z i jeśli nie zdążę w ciągu ośmiu godzin, to siedzę tak długo, aż skończę – opowiada Joanna.
Nadgodziny to norma?
Dużo obowiązków i szybkie tempo pracy sprawiają, że tak zwane „nie wyrabinianie się” jest powszechnym zjawiskiem. Zaledwie 11 procent pracowników twierdzi, że nigdy nie zdarza się im pracować po godzinach – tak wynika z badań przeprowadzonych przez firmę badawczą IPSOS na zlecenie Grupy Edenred. Objęte nimi były osoby zatrudnione w Polsce i w Europie Zachodniej.
Badani przyznają, że najczęściej pracują w weekendy lub wieczorami po całym dniu pracy. Ponad 40 procent pracowników musiało poświęcić obowiązkom służbowym święta lub urlop.
Z badania płynie jednak jeszcze jeden ciekawy wniosek. Nie zawsze nadgodziny odbierane są jako coś bardzo negatywnego. Co piąty badany, który pracuje po godzinach, ogólnie odczuwa satysfakcję.
Nie zawsze płacą…
Za nadgodziny należy się dodatek finansowy albo wolne dni. Często pracodawcy sięgają jednak po to drugie.
- W mojej firmie szef zawsze mówi, żeby brać sobie wolne mimo że ja chętnie skorzystałabym z dodatkowych pieniędzy – opowiada Marta, zajmująca się obsługą klienta.
Nadgodziny są częstym zjawiskiem w okresie przedświątecznym. Nie każdy pracodawca jednak to docenia. Efekt? Fala skarg do Państwowej Inspekcji Pracy pokrzywdzonych pracowników, którzy za dodatkową pracę nie dostają ani pieniędzy, ani wolnego czasu.
Perfekcyjna pułapka?
W nadgodziny wtrąca nas też czasem nasza...nadgorliwość i dążenie do perfekcjonizmu. Z jednej strony – to dobrze, że jesteśmy ambitni, z drugiej – trzeba uważać, żeby nie przekroczyć cienkiej linii, za którą może być przemęczenie i wypalenie. „Niewyrabianie się” może wiązać się też z innymi cechami, np. może być wynikiem naszego rozkojarzenia, chaotyczności czy braku dobrej samoorganizacji. Co robić, aby minimalizować nadgodziny?
1. Dokładnie planować poszczególne zadania i czynności
2. Dzielić zadania na ważne i mało ważne, pilne oraz mało pilne.
3. Ustalać kolejność wykonywania zadań.
4. Eliminować bodźce, które mogłyby rozpraszać uwagę.
5. Być asertywnym – jeśli czujemy, że jesteśmy wykorzystywani, a podział obowiązków jest niesprawiedliwy.
Nastawienie do nadgodzin to nieraz odzwierciedlenie tego, jak traktujemy ideę równowagi życie – praca. Jeśli faktycznie to, co robimy jest dla nas tak wielką pasją, że nie przeszkadza nam poświęcanie dodatkowego czasu obowiązkom zawodowym – w porządku. Gorzej, jeśli jesteśmy do tego zmuszani i czujemy się z tym źle.
W każdym jednak przypadku warto zadbać o swoje zdrowie, odpoczynek i spokój. Nawet w cudownej i ukochanej pracy można się wypalić, jeśli zabraknie czasu dla samego siebie.
A Wy często zostajecie w pracy po godzinach?