Porady Kariera i rozwój Poczucie własnej wartości, labradory na łąkach możliwości i gazowane mleko
18.02.2021  | 8 min czytania

Poczucie własnej wartości, labradory na łąkach możliwości i gazowane mleko

18.02.2021  | 8 min czytania
Autor wpisu Janina Daily
Ocena treści
(4.08)

Dzisiejsze zadanie, jakobym miała napisać coś dla Was o budowaniu własnej wartości, jest niczym zimny kompres na rozpalone czoło mojej rzeczywistości, niczym aloesowy plaster na otwarte rany mojej dorosłości, która to dorosłość sprawiła, że człowiek nagle musiał zacząć wstawać do roboty na trzynastą w nocy i jeszcze na dodatek przestać zachowywać się, jak zwierzę w miejscach publicznych. Choć przyznaję, że jeśli chodzi o to ostatnie to moje doświadczenie jest dość nienachalne.

Uśmiechnięta janina bąkDla przykładu wróćmy pamięcią do tego momentu mojej zawodowej historii, kiedy to kampus pustoszał wakacyjnie, a ja mogłam zacząć pomykać po uczelnianych stepach niczym najbardziej zadowolona na świecie gazela i to gazela ubrana tak, jak tylko ma ochotę. Koniec z przebieraniem się za dorosłego człowieka, oto czas na moje sandały z rzemyków i swetry plecione z liści kasztanowca. To porównanie do gazeli nie jest zresztą przypadkowe, bo musicie wiedzieć, że ta dżungla akademickiego życia słynie z tego, że napotkać tam można i wilki literatury naukowej, które wyją nad uwagami recenzenta, i pandy pedagogiki, które hojnie rozdają studentom miłość, przyjaźń i piątki na koniec, jak również kojoty życia stołówkowego, prawdziwi drapieżcy gotowi zabić za ostatnią drożdżówkę z serem dostępną w kafeterii. No i są też ci, którzy piszą kolejne publikacje z entuzjazmem labradora, który dojrzał kiełbasę, niemniej wciąż pozostają niedocenieni, głównie dlatego, że ich metodologia jest zakręcona niczym wąż boa dookoła gałęzi. I ja wiem, że część z tych zwierzątek nie występuje w dżungli, ale na uczelni a i owszem, proszę przestać histeryzować i nie psuć mi metafory!!!

Wróćmy do moich sandałów z rzemyków - teoretycznie w trakcie roku akademickiego również nie obowiązywał mnie żaden dress code (ani – niestety - dres code), niemniej zasady rządzące życiem akademickim są niezmienne od wieków i pewniejsze niż kolejka przed cukiernią w tłusty czwartek.  Wiadomo, jak jest – jak się akurat człowiek wybierze do roboty brokatem obsypany, w najpiękniejszej z wszystkich swoich tiar i z eleganckim pudlem na sznurku, to nikogo znajomego nie spotka. Ale jak tylko przychodzi dzień, że każdy mijający mnie człowiek chwyta za telefon, że „halo, policja? proszę natychmiast przyjechać, bo ktoś tu popełnia zbrodnię na modzie”, to co rusz na jakiegoś studenta natrafiam.

Musicie wiedzieć, że gdy człowiek jest nauczycielem i akurat wygląda jak pajac, to jest jak taki ptyś rzucony w sam środek stada przedszkolaków, jak krakowska sucha rzucona labradorom na żer, czyli że bez szans. Ja generalnie mam w sobie głębokie przekonanie, że ci nasi studenci to mają taką stronę internetową, na której wymieniają się informacjami, który z ich nauczycieli wygląda dziś najgorzej i gdzie go można spotkać, a następnie wyruszają polować na nasze upokorzenie odziane w indiańskie mokasyny i sztruksy po dziadku. I teraz prawdą jest, że nie wszyscy potrafią sobie radzić z tak nagłymi wahaniami godności osobistej w człowieku. Ja bym Wam chciała jednak opowiedzieć o tym, w jaki sposób można sobie poradzić w tych trudnych momentach, kiedy nasze poczucie własnej wartości nagle pikuje niczym rybitwa, która dojrzała śledzia. Nie oznacza to jednak, że zaraz zacznę tu Wam opowiadać, że “jesteś zwycięzcą”, “twoje ciało może więcej niż twój umysł”, “zasługujesz na to, by żyć tak, jak sobie wymarzysz”, “punktem wyjścia wszystkich osiągnięć jest pragnienie”, “rękopisy nie płoną”, czy coś. Dajcie spokój, ja nic nie wiem o motywacji, ja jestem wcześniakiem i to była pierwsza i ostatnia rzecz, jaką zrobiłam w życiu przed czasem. Niemniej wiem co nieco o nauce.

Poznajcie więc Thomasa Scheffa, psychologa, który w pewnym momencie zadał sobie pytanie, jaka jest podstawowa emocja społeczna? Podstawowa - czyli kluczowa dla tego, jak funkcjonujemy w świecie i wśród ludzi. Innymi słowy: co sprawia, że zachowujemy się wśród innych tak, jak trzeba, że kasujemy bilety w autobusach, nie kopiemy gołębi na ulicy, dostosowujemy się do norm społecznych. Co ciekawe, okazało się, że tą podstawową emocją społeczną jest… wstyd. To on sprawia, że zachowujemy się tak, jak wydaje nam się pożądane przez innych. I o ile na co dzień, zwłaszcza w odniesieniu do bezpieczeństwa gołębi, jest to szalenie pożądane zjawisko, o tyle pomyślcie o tym inaczej – jak często ta podstawowa emocja społeczna hamuje nas również przed robieniem innych rzeczy.

Wyobraźcie sobie, że macie pomysł na brawurowy nowy produkt, niech to będzie gazowane mleko, i przez cały tydzień przygotowujecie prezentację dla potencjalnego inwestora, a jest to taka prezentacja, że PowerPointa to Wam Michał Anioł strugał, a podkład muzyczny do slajdów został skomponowany na kwartet smyczkowy i dwa fagoty. Wiecie, że to jest dobry pomysł, albowiem przeprowadziliście zaawansowane badania rynku, z których jasno wynika, że 117% Polek i Polaków skrycie marzy o gazowanym mleku, a 32% chętnie przytuliłoby do serca również gazowany majonez. Jeszcze dzień przed zebraniem zarządu, hasacie sobie w myślach po Gubałówce sukcesu, a potem przychodzi ten moment, kiedy należałoby odpalić powerpointową Kaplicę Sykstyńską i zacząć stroić skrzypce, a Wy stajecie na środku sali i… nie dzieje się nic. Oto po prostu tam stoicie i patrzycie w zarząd jak łania w reflektory TIR-a.

No bo wstyd. Bo co, jeśli ktoś ten pomysł wyśmieje? A co, jeśli się nie uda? A co, jeśli te smyczki ku chwale gazowanego mleka, to grają tylko w Twojej głowie? Nie ma nic złego w tym, że wstyd hamuje nas przed kopaniem gołębi na ulicy. Niemniej jest szalenie martwiącym, jak często hamuje nas również przed innymi działaniami, przed zmianą, przed próbowaniem nowych rzeczy. Tymczasem ja bym chciała Was zachęcić do tego, byście hasali po tych łąkach możliwości niczym najbardziej zadowolone z życia labradory. I nieustraszone! Widzieliście kiedyś, żeby jakiś labrador wymarzył sobie złapanie zająca, a zanim ruszył w pościg to trzaskał analizę SWOT i pytał o zdanie wszystkich sąsiadów?

Wszyscy wstydzimy się tego, co pomyślą inni i boimy potencjalnej porażki. A to nie ma co histeryzować, moi drodzy, niepowodzenia przytrafiają się nawet najlepszym… najlepszym producentom lodów. Firma Ben & Jerry’s to marka, która słynie z tego, że ma najpyszniejsze smaki lodów na świecie – na przykład ich lody z masłem orzechowym są pycha i lody z masłem orzechowym też są pycha, ale najbardziej pycha, to i tak są ich lody z masłem orzechowym. No i inne też, tak Wam mówię, bo tych z masłem orzechowym, to i tak nigdzie nie uda Wam się kupić, no bo wszystkie egzemplarze są u mnie. Oprócz lodów znają się na czymś jeszcze – celebrowaniu porażek. Jest to bowiem marka, która wybudowała obok głównej siedziby firmy „flavor graveyard” – „cmentarz nieudanych smaków” (można go obejrzeć również on-line). Znajdziecie tam nagrobki wszystkich smaków, które marka wprowadziła na rynek, ale które nie spotkały się z sympatią odbiorców, a na nagrobkach – daty, kiedy owe smaki można było znaleźć na półkach sklepowych, jak również epitafia, żegnające kulki o smaku miętowo-czekoladowym czy kokosowo-karmelowym. Można tam również zagłosować na wskrzeszenie dawnych smaków, które przytulały nas niegdyś w serduszko, a teraz już nie mają okazji. Ów cmentarz jest bardzo znaną i lubianą atrakcją turystyczną, a także doskonałym przypomnieniem, że wszystkim zdarzają się nieudane projekty. Nawet tym, którzy są najwspanialej puchatym borsukiem w tym lesie deserów lodowych.

reklama lodów które ben & jerry wycofało ze sprzedażyŻródło: https://www.benjerry.com/flavors/flavor-graveyard/

reklama lodów które ben & jerry wycofało ze sprzedażyŹródło: https://www.benjerry.com/flavors/flavor-graveyard/

Marka Ben & Jerry’s nie jest jedyną, która stworzyła portfolio swoich porażek, drugą jest… Google. Tak jest, oto wydawać by się mogło, że firma, która wypuszcza wyszukiwarkę, która potrafi znajdować najdoskonalsze zdjęcia fok w ułamki sekund, nie ma na koncie żadnych nieudanych projektów. Tymczasem jeśli zajrzycie na stronę Killedbygoogle, to znajdziecie tam wszystkie produkty marki, które pożegnały się z tym cyfrowym łez padołem.

lista projektów które są porażkami googleŹródło: https://killedbygoogle.com/

Jest ich 224, co w sumie jest dobrą wiadomością (dla Was, nie dla Google’a), albowiem oznacza, że biznes lodowy jest prostszy niż ten z zakresu nowych technologii. Co w sumie sprawia, że możecie z większym optymizmem wrócić do swojego pomysłu gazowanego mleka.

Widzicie więc, że wszyscy czasem mamy problem z wiarą w siebie i w swoje pomysły. Psychologia ma nawet własną nazwę tego zjawiska – „syndrom oszusta” (impostor syndrome), czyli ten moment, kiedy kompletnie nie wierzymy w siebie i w swoje osiągnięcia. Nawet wtedy, gdy szef nas chwali, wszyscy klaszczą, a słonie kłaniają się przy wodopoju – my i tak nie możemy się pozbyć poczucia, że nie zasługujemy na słowa uznania, konfetti, no i zamówienie tego sześciopiętrowego tortu z napisem: „Brawo, Kazik!!!” też było przesadą.

Czasem bardzo nam to może utrudniać życie, również zawodowe – kiedy to boimy się podzielić swoimi pomysłami na zebraniu w robocie, przez trzy tygodnie nie śpimy na myśl o rozmowie kwalifikacyjnej, a czasem to nawet postanawiamy zrezygnować z wysłania CV, no bo po co marnować prąd i internet, skoro i tak się nie nadajemy, nie ma co ryzykować, że później się z nas będą śmiać przez kolejne trzy lata, co za wstyd.

Tak jakoś mamy w naturze, by wątpić w swoje kompetencje, bać się nie tylko porażki, ale również własnych pomysłów. A pamiętajcie o tym, jak wiele możemy nauczyć się od naszych puchatych przyjaciół o trójkątnych uszkach i nosku jak węgielek; uroku osobistego, radości życia, wiary we własne możliwości i poczucia, że jeśli nie dogonimy tego zająca, to zawsze będzie jakiś następny. A na tego następnego możemy spokojnie poczekać przy gazowanym mleku.

Autorką wpisu gościnnego jest Janina Bąk, szerzej znana jako Janina Daily - statystyczka, nauczycielka akademicka, autorka bloga i książki popularnonaukowej o statystyce. Prywatnie kocha foki, kota Piksela o pięknym pyszczku i męża Wojtka.
Janina napisała tekst w ramach kampanii W środowisku Pracuj.pl, w której zachęcamy do odważnego sięgania po oferty pracy, spełniające Wasze oczekiwania.
Jeśli myślisz o zmianie, odwiedź Pracuj.pl!

Oceń artykuł