Czy można pomagać za bardzo? Dlaczego „ratownik” potrafi być jednocześnie „ofiarą”? Co robić, gdy czujemy ból współodczuwania? Na te i inne pytania odpowiada Emilia Kulpa-Nowak, coach i certyfikowana trenerka NVC (Porozumienia bez Przemocy).
Dużo się mówi o tym, że wspierając innych w kryzysie, warto zadbać też o samego siebie. W przeciwnym razie może nam zabraknąć siły, zasobów, by dalej pomagać. Eksperci przypominają zasadę maski tlenowej, którą w razie niebezpieczeństwa należy najpierw założyć sobie, a następnie innej osobie. Jednak w sytuacji, kiedy borykamy się z problemami, np. rodzinnymi, czy też wykonujemy jakieś mocno angażujące zajęcia, często to znalezienie czasu dla samego siebie okazuje się bardzo trudne.
Faktycznie często nam się wydaje, że nie mamy wyboru i musimy być dostępni z naszą pomocą i wsparciem dla kogoś: dzieci, chorych rodziców, przyjaciół czy uchodźców. Mówimy sobie: muszę być cały czas dyspozycyjna/dyspozycyjny. Nic się z tym nie da zrobić. Tak jest i już! Jeśli takie myślenie stale w sobie podtrzymujemy, to pewnie łatwiej nam działać w sposób, który nie pozostawia wyboru. Wówczas często nie widzimy możliwości, z jakich możemy skorzystać. Dostrzegamy wyłącznie realne przeszkody. Wydaje nam się, że jesteśmy ze wszystkim sami i że to do nas należy pomaganie. Tymczasem nierzadko jest tak, że wstydzimy się i nie umiemy prosić innych o pomoc i wsparcie – nie jesteśmy tego nauczeni w naszej kulturze. Albo boimy się odmowy, ponieważ już kiedyś jej doświadczyliśmy i nie chcemy powtórki tego, co czuliśmy. W teorii psychologicznej dotyczącej tzw. trójkąta dramatycznego funkcjonują trzy postaci – ratownik, ofiara i sprawca przemocy.
Ratownik kojarzy się z pozytywną postacią…
Tak, ale w tym wypadku cechą charakterystyczną ratownika jest to, że neguje on własne potrzeby. Oczywiście pomaganie innym jest w jakimś sensie zaspokajaniem potrzeb również tego, który tę pomoc ofiarowuje. Jednak ratownik pomagając, zaniedbuje własne podstawowe potrzeby, takie jak sen, odżywianie czy odpoczynek. To błąd, ponieważ z pustego i Salomon nie naleje. Jeśli zaniedbamy jedzenie posiłków i będziemy stale zarywać noce, to będziemy w stanie funkcjonować w ten sposób może przez kilka dni czy tygodni, ale później będzie coraz trudniej, padniemy ze zmęczenia, więc i pomaganie innym stanie się jeszcze większym wyzwaniem. Co się wówczas wydarzy? Jest duże prawdopodobieństwo, że nagromadzoną frustrację zaczniemy przemieniać i wchodzić w rolę sprawcy przemocy, co brzmi kuriozalnie. Tak przecież chcieliśmy pomagać! A tu nagle złościmy się, obwiniamy innych. Sami się o siebie zatroszczcie, Nie jestem waszą służącą, Wykorzystujecie mnie – mogą pojawić się wówczas tego typu oskarżenia i żale, stanowiące duże zagrożenie w sytuacji pomocowej. Jednocześnie warto zauważyć, że jeśli ktoś nie wie, jak poprosić o odciążenie w obowiązkach, i z góry zakłada, że nie otrzyma pomocy, to taka osoba wchodzi też w rolę ofiary. Trójkąt dramatyczny ma to do siebie, że następuje przemieszczanie się ról. Jeśli wchodzimy w rolę ratownika, przyczyniamy się do stworzenia roli ofiary i sprawcy przemocy, kreujemy poniekąd te postawy, gdyż nie można być ratownikiem w oderwaniu od rzeczywistości. Ratownik może jednak zamienić się miejscem np. z ofiarą, dlatego tak szalenie istotna jest uważność w trudnych sytuacjach, obserwowanie swoich reakcji oraz zachowań i wyciąganie wniosków. Przede wszystkim dajmy samym sobie przyzwolenie, by zadbać o własne potrzeby. Powiedzmy sobie: też jestem w tym wszystkim ważna/ważny. Mam prawo zwrócić się o wsparcie, jeśli czuję, że sytuacja mnie przytłacza albo gdy nie pozwalam innym na wspieranie mnie, bo np. uważam, że sama/sam sobie poradzę, nikt nie zrobi tego lepiej ode mnie itd. Warto zatrzymać się i zastanowić, czy czasem nie nakręcamy sytuacji, która nie jest wspierająca, lecz zaspokaja toksyczne potrzeby.
Co może być alternatywą dla trójkąta dramatycznego?
Możemy postawić na tzw. trójkąt wygrywający, zgodnie z podejściem Analizy transakcyjnej. Tutaj nie wchodzimy w rolę ratownika, który lubi decydować lub robić coś za osobę, której chce pomóc. Zamiast tego uruchamiamy w sobie postawę opiekuna, który przede wszystkim słucha i uznaje sprawczość osoby, która potrzebuje wsparcia. To oznacza, że nie decyduje za nią, tylko widzi tę osobę: jesteś pełnowartościowy/pełnowartościowa, możesz samodzielnie podejmować decyzje, wybierać to, czego chcesz, ponieważ twoja godność, twoje granice są rzeczami niezbywalnymi. Wówczas osobę, która potrzebuje wsparcia, można zaprosić do współpracy przy rozwiązywaniu problemu, zapytać o jej pomysły, wątpliwości i sposoby działania. Dać przestrzeń do wymiany doświadczeń i zaoferowania wsparcia, jeśli ta osoba sobie tego życzy. Postawa opiekuna polega więc przede wszystkim na aktywnym słuchaniu. To jest ktoś, kto daje głównie empatię. Nie rady, nie gotowe rozwiązania, tylko równą relację. A jeśli chodzi o działania, to oferuje je tylko wtedy, gdy jest to niezbędne i potrzebne. Nie wchodzi z nadmiarem siły sprawczej, która będzie wpędzać w niemoc i spowoduje, że być może głębokie potrzeby zostaną zaniedbane. Mówimy zatem o pozycji współdzielenia mocy, gdyż dzięki temu możemy wspólnie kreować rozwiązania, a każda ze stron jest wygrana i czerpie rzeczywistą satysfakcję.
Rola opiekuna wymaga empatii, czyli tak naprawdę – czego?
Warto odróżnić potoczne rozumienie empatii od tego, czym ona jest w ujęciu NVC (Porozumienie bez Przemocy). Wiele osób sądzi, że empatyczny to znaczy taki, który odczuwa emocje drugiej osoby, przejmuje się, martwi o innych i mocno współodczuwa. W tym wypadku jest to jednak przede wszystkim współczucie. Z kolei empatia to konkretna umiejętność, której można się uczyć i stale ją rozwijać. To nie jest tylko stan, kiedy czujemy, że „serca nam pęka”, gdy widzimy, że ktoś cierpi albo znajduje się w gorszej sytuacji niż my. Empatia jest umiejętnością słuchania, poznawania i rozumienia głębiej: uczuć i uniwersalnych ludzkich potrzeb. Chodzi o trzymanie przestrzeni dla drugiej osoby po to, żeby mogła ona skontaktować się z tym, co bywa schowane poza jej słowami i czynami. Nie skupiamy się więc w rozmowie wyłącznie na tym, o co ktoś się martwi, tylko szukamy uczuć i potrzeb, które za tymi zmartwieniami stoją. Potrzeby to nasza wewnętrzna motywacja, to znaczy, że wszystko, co robimy i mówimy, robimy po to, by zadbać o zaspokojenie potrzeb. Gdy odkryjemy głęboką przyczynę, czyli uświadomimy sobie potrzebę – będziemy mogli odpowiednio o nią zadbać.
Porozumienie bez przemocy. Twój sposób na lepszą współpracę
A co, jeśli współodczuwanie jest bardzo silne, tak że nas spala, osłabia?
Obserwowanie trudnych sytuacji, krzywd, których doznają inni ludzie może nieść ze sobą wiele bólu. Niektórzy z nas widząc ludzi, którzy potrzebują pomocy, szukają aktywności, które będą wspierające, by wspólnie budować piękny świat dla nas wszystkich. Niezmiernie to doceniam i widzę, jak bardzo dużo to wnosi do naszej rzeczywistości. Natomiast jeśli w naszej ocenie komuś dzieje się krzywda, a my z tego powodu przestajemy jeść i spać, z trudem wykonujemy codzienne obowiązki, nie poświęcamy uwagi rodzinie czy pracy, spróbujmy sobie uświadomić, że to tak naprawdę nikomu nie pomaga. To ważne, żeby dzielić się z innymi swoimi zasobami, również finansowymi, pracą, rozmową, działaniem, ale jeśli zabraknie balansu i troski również o samego siebie, to niebawem sami będziemy potrzebować pomocy. A zatem jeśli współodczuwamy tak bardzo, że mamy poczucie winy i nie możemy normalnie funkcjonować, warto poszukać wsparcia. Zamartwianie się czymś, na co nie mamy wpływu, potrafi prowadzić do chorób, przewlekłego smutku i dużych spadków energii. Pomocna może się okazać wówczas konsultacja z terapeutą, gdyż tego typu postawa może mieć związek np. z niesłużącymi przekonaniami bądź starymi doświadczeniami. A może wystarczy rozmowa z kimś zaufanym, bliskim, przyjacielem. Najważniejsze jest to, by uzmysłowić sobie, że nie warto brnąć w koncentrowanie się wyłącznie na tym, co trudne i niezależne od nas. To jest kosztowne, a niewiele wnosi do świata. Wszędzie szukajmy balansu.
Wysoka wrażliwość - jak radzić sobie w pracy?
Emilia Kulpa-Nowak – specjalizuje się w świadomym budowaniu relacji, dzięki łączności z uczuciami i potrzebami. Coach, certyfikowana trenerka Porozumienia bez Przemocy (NVC) pracuje indywidualnie i w grupach warsztatowych. Autorka książki „Jak budować relację z dzieckiem. Droga do Porozumienia bez Przemocy”, „Miłość dzień po dniu. Jak budować związki oparte na świadomości, komunikacji i NVC” (wyd. Virgo). Prowadzi podcast Poziom Miłości. Organizuje otwarte kursy i warsztaty NVC oraz wyjazdy z NVC.